Obręcze kół są ustawione ku środkowi pojazdu. Zbieżność dodatnia może poprawić stabilność podczas jazdy na prostych drogach, ale przy tym skrócić czas zużycia opon i zwiększyć opory toczenia, co bez wątpienia wpływa na zużycie paliwa. Rozbieżna (inaczej ujemna). Obręcze kół są ustawione do zewnętrznej strony pojazdu. 376 batów tajlandzkich ile to zł? Kurs z 2023-01-13. Sprawdź codzienne kursy walut na ile-to-zl.pl. Witryna ile-to-zl.pl jest codziennie aktualizowana i zapewnia aktualny kurs waluty batów tajlandzkich Bez wody człowiek może przeżyć od do dni. Brak przyjmowania jakich kolwiek płynów prowadzi do odwodnienia. C można przetrwać bez wody do dni, pod warunkiem, że nie będziemy się ruszać i ukryjemy w cieniu. Nieprzypadkowo mówi się, że woda jest źródłem życia. O ile bez jedzenia można przeżyć około miesiąca, bez wody Dokładna kwota w złotówkach to 409.15 zł (PLN, polskich złotych). Kwota słownie: czterysta dziewięć złotych piętnaście groszy. Kurs walutowy bata tajlandzkiego – jest to cena bata tajlandzkiego wyrażona w innej walucie, w tym przypadku w polskich złotych. W dniu dzisiejszym 2023-11-06 jest to 0.12 polskich złotych. Człowiek potrzebuje pożywienia i wody, aby przeżyć. Co najmniej 60% ciała dorosłego człowieka jest zbudowane z wody. Człowiek może obyć się bez jedzenia przez około trzy tygodnie, ale zazwyczaj wytrzymałby tylko trzy do czterech dni bez wody. Nie możemy żyć tylko na powietrzu i słońcu. 7213 batów tajlandzkich ile to zł? Kurs z 2022-12-06. Sprawdź codzienne kursy walut na ile-to-zl.pl. Witryna ile-to-zl.pl jest codziennie aktualizowana i zapewnia aktualny kurs waluty batów tajlandzkich Liczba 39 rzęs stała się raczej standardem niż maksymalną liczbą; ale aby zapobiec śmierci przez chłostę – co stanowiłoby naruszenie biblijnego nakazu „nie więcej” niż chłosta – osobę, która miała być chłostana, najpierw poddano fizycznym badaniom w celu określenia liczby batów, które można bezpiecznie podać go s4c5L6T. Czy chcesz odkryć w Tajlandii coś niestandardowego, niesamowitego, jeszcze nieznanego wśród zwykłych turystów? Masz ochotę zwiedzić miejsce, do którego jeżdżą Tajowie? Dzieło natury, które zapiera dech w piersiach? Powiem Ci w sekrecie – jedź do Udon Thani…!Red Lotus LakeJa to piękne miejsce odkryłam przypadkiem. Przeglądałam anglojęzyczne strony o Tajlandii. Jak tylko zobaczyłam zdjęcia jeziora pełnego różowych kwiatów…. Wiedziałam, że tam pojadę. Chociaż szczerze mówiąc, byłam sceptycznie nastawiona. Byłam przekonana, że zdjęcia w internecie są podrasowane, podkolorowane i nie przedstawiają prawdziwego jeziora. Wiadomo jak to jest z fotami z atrakcji turystycznych. Naoglądasz się google grafika, potem jedziesz na miejsce i jest zonk. Myślałam, że tym razem będzie tak samo, ale jak to ja – nie uwierzę póki nie sprawdzę. Specjalnie kupiłam samolot z miesiąc wcześniej, w Udon Thani zaplanowałam tylko jedną noc. Tak naprawdę pojechałam na północ Tajlandii specjalnie nad to kwieciste jezioro….Lotosowy cud naturyMiejsce jest magiczne. Lilie kwitną grudzień-luty, więc upewnij się, że pojedziesz nad jezioro w tym czasie. Nie jest to jeszcze zbyt znana atrakcja turystyczna, więc nie ma tłumów. Ja pojechałam zobaczyć Talay Bua Deng w lutym 2018. Wraz z moją łodzią na jeziorze było może z 7 innych. Ach, ważna sprawa, lepiej jechać jak najbardziej z rana, gdy lilie rozkwitają. Podobno cudnie przeżyć tam wschód słońca. Wiesz, co zaskoczyło mnie najbardziej? Ptaki. Jest ich tam mnóstwo. Duże małe, białe, czarne kolorowe. Szybują wysoko na niebie, niektóre brodzą na płyciźnie, a takie małe czarne polują na muszki, gdy przepływająca łódź wzburza wodę. Osobiście uważam, że obserwowanie tych dzikich ptaków, to najfajniejsza część opływówki. Wycieczka trwa około dwóch czy trzech godzin. W trakcie jest kilka postojów na zrobienie praktyczneDojazd do Udon ThaniDo tego miasta na północy Tajlandii można dostać się na kilka sposobów. Pociągiem z Hua Lamphong w Bangkoku – tutaj znajdziesz rozkład pociągów w Tajlandii. Nocny pociąg (jedzie koło 10 godzin), to ekstra opcja, a najtańsza trzecia klasa kosztuje zaledwie 100 batów. Więc nawet nie masz wymówki, że za daleko! Jak nie ciuchcia, to autobusy. Odjeżdżają z dworca Mo Chit przy stacji BTS Chatuchak. Koszt 300-500 batów za bilet w jedną stronę. Ja natomiast polecam kupić przelot linią lotniczą. Wtedy lecisz niecałą godzinkę, a gdy zabookujesz bilety odpowiednio wcześniej, to i cena jest fajna. Ja zapłaciłam 180 złotych Air Asia w dwie strony. dostać się nad jezioro?No dobra, jesteś w Uuon Thani. Teraz jak dostać się do Red Lotus Lake / Red Lotus Sea (po tajsku – Talay Bua Deng)? Ponownie, jest kilka opcji. Najwygodniejszą, szczególnie jeżeli jesteście w grupie, jest wypożyczenie tuk tuka lub prywatnego auta. Lotosy na jeziorze znajdują się około 30 kilometrów od centrum Udon Thani. Kierowca zabiera Cię na miejsce, a następnie czeka tyle ile chcesz (wycieczka zazwyczaj zajmuje koło 3 godzin), a następnie odwozi Cię do domu. Średnia cena za całe auto czy tuk tuka to 1000-1500 batów w zależności od Twoich umiejętności targowania się. Ja zapłaciłam równiutki Jeżeli jesteś fanem przygód, to do Red Lotus Lake można dojechać transportem publicznym. Autobusy i vany do miasteczka przy jeziorze odjeżdżają z dworca autobusowego. Następnie musisz dostać się z Kumphawapi do przystani na jeziorze – na google maps oznaczona jako Talay Bua Deng lub Red Lotus Lake. Wynajmujesz tuk tuka i w 10 minut ile to kosztuje?Tak jak napisałam powyżej, cena transportu zależy od wybranej opcji. Waha się od 100-1000 batów za dostanie się o Udon Thani. Następnie albo wynajmujesz taksę za koło 1000 batów, albo jedziesz publicznie (ok. 200-300 batów). Nad samym jeziorem koszt wynajmu łódki to 300-500 batów. Cena numer jeden, gdy wsiadasz ze zbieraniną ludzi, cena numer dwa, gdy łódź jest prywatna i cała dla Ciebie. Ach, nocleg w Udon Thani to nie więcej niż 500 batów, za naprawdę ekstra pokój z klimką, wodą, mydełkiem, ręczniczkiem i tiwixem. Chyba o cenach jedzenia nie muszę wspominać, bo wiadomo, że można zjeść mięso z ryżem za 4 zł i jest budżetowa: max 1500 batów z noclegiem i wyżywieniemWersja luksusowa: koło 4000 (samolot, taksa, prywatna łódka, nocleg i dobra kolacja w kanajpie)Wybór należy do polecam totalnie. Widoki są nieziemskie. Nigdy w życiu nie widziałam tyle różowego piękna na raz. A życie rzuciło mi kilka kłód pod nogi i musiałam naszarpać się ze sobą, by się tam dostać (wizyta w szpitalu i urwana śruba), dlatego tym bardziej, widok cieszył oczy i duszę, bo dopięłam swego…O, zapraszam do obejrzenia vloga: Trafiłam do szpitala i kwiecistego raju w Udon Thani!, gdzie zobaczysz jak to jezioro wygląda w rzeczywistości. Przy okazji zrozumiesz, dlaczego dostanie się tam było dla mnie istną wojną o przetrwanie! 😀 Opublikowano: | Kategorie: Prawo, Społeczeństwo, Wiadomości ze świata, WierzeniaLiczba wyświetleń: 955Za taką karą dla 19-letniej Aminy opowiada się tunezyjska Komisja Wspierania o ukraińskich feministkach, które obnażają się, protestując przeciw różnym patologiom społecznym? Polskim mediom zdarzało się o nich pisać pozytywnie, gdy np. krytykowały Putina w Rosji czy Berlusconiego we Włoszech. Wystarczyło jednak, by w czasie Euro 2012 pojawiły się pod Stadionem Narodowym, a zostały zmieszane z to ma wspólnego z tunezyjską 19-latką? Amina sympatyzowała z grupą Femen i pozostawała w stałym kontakcie z Inną Szewczenko, jedną z ukraińskich aktywistek – podaje “Gazeta Wyborcza”. Założyła na Facebooku stronę dla tunezyjskiej sekcji tego ruchu i opublikowała na niej swoje jednym z nich występuje topless z wyciągniętymi środkowymi palcami obu rąk i wypisanym na ciele hasłem: “Pierdolę waszą moralność.” Na drugiej fotografii, którą możecie zobaczyć obok, w prawej ręce trzyma książkę, w lewej papieros, a na jej klatce piersiowej widnieje napis: “Moje ciało należy do mnie i nie jest źródłem czyjegokolwiek honoru.” Zdjęcia te zbulwersowały wyznawców portal informacyjny “Kapitalis”, na który powołuje się “Gazeta Wyborcza”, cytuje wypowiedź kaznodziei Adela Almi, przewodniczącego Komisji Wspierania Cnoty. Twierdzi on, że zgodnie z szariatem Aminie należy wymierzyć od 80 do 100 batów. Ponieważ jednak sprawa jest bardzo poważna, lepiej byłoby ją ukamienować. Jego zdaniem zachowanie 19-latki może być zaraźliwe i podsuwać zdrożne pomysły innym kobietom, czemu oczywiście należy kolei według prawników Amina podlega karze od 6 miesięcy do 2 lat więzienia i powinna zapłacić grzywnę w wysokości od 100 do 1000 dinarów – na podstawie art. 226 prawa Aminy umieściła ją w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym. Femen na swojej stronie podaje, że stało się to wbrew woli dziewczyny, ale nie sposób tego potwierdzić – od kilku dni nikt nie ma z Aminą kontaktu. Może rodzina chciała ją po prostu uchronić przed islamistami…Działaczki Femenu przygotowały już petycję zaczynającą się od słów: “Amina must be safe”, skierowaną do tunezyjskiego rządu, Amnesty International i ONZ. Do chwili obecnej zdążyło ją podpisać ponad 90 tys. osób.“Gazeta Wyborcza” wspomina też o apelu, by 4 kwietnia uczynić Międzynarodowym Dniem Obrony Aminy. Tego dnia można byłoby solidaryzować się z prześladowaną dziewczyną, umieszczając swoje półnagie zdjęcia w serwisach społecznościowych. Co poniektórzy już teraz to robią na Facebooku, nie można jednak powiedzieć, że fanpage “Free AMINA” cieszy się dużą kolei strona założona przez samą Aminę – jak informuje “Huffington Post” – została przejęta przez islamskich hakerów, którzy usunęli dodane przez dziewczynę Anna Wasilewska-Śpioch Zdjęcie: Źródło: Dziennik Internautów TAGI: Fanatyzm religijny, Femen, Kara śmierci, Moralność, Prawo koraniczne, Prawo religijne, TunezjaPoznaj plan rządu!OD ADMINISTRATORA PORTALUHej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym. -Jak długo można przeżyć bez mózgu? -A ile masz lat? Z okazji jubileuszu naszego miesięcznika redakcja NMS Magiel powróciła do starych, nieistniejących już działów. Gdyby poniższy tekst został napisany kilka lat temu, trafiłby do działu Turystyka. W czasie niepokoju na świecie z rozrzewnieniem zerkamy w przeszłość – wspominamy czasy, w których nie przyszło nam żyć i miejsca, które dzisiaj wyglądają inaczej. Wyruszając w podróż, oczekujemy, że docierając do obranego celu, zaspokoimy naszą nostalgię. Autor: Kajetan Korszeń Internet w latach 2000–2001 był świad­kiem fenomenu Johna Titora. Męż­czyzna podawał się za amerykańskiego żołnierza z 2036 r. podróżującego w czasie. W se­rii publikacji twierdził on, że zna przyszłość i suge­rował rychły wybuch wojny domowej w Sta­nach Zjednoczonych. Jak można się domyślić, nic z jego przepowiadań się nie sprawdziło. Historia ta urosła jedynie do roli urban legend, poniekąd czę­ściowo wyjaśnionej w 2009 r., pozbawiając nie­których nadziei na realną możliwość podróżowa­nia w czasie. Tymczasem nic nas nie powstrzymuje przed zastanawianiem się, co by przyniosło tury­styczne przemieszczanie się nie tylko w przestrzeni, ale również po osi czasu. Zwłaszcza w tył. Filmowa maszyna czasu Wiele osób oglądając jakiś film, próbuje się identyfikować z głównym bohaterem tudzież jego przeciwnikiem. Zdarzają się również produkcje, które zachęcają do całkowitego zanurzenia się w klimat czasów i miejsce akcji. Bardzo naturalną atmosferę przynoszą filmy francuskiej Nowej Fali, które zazwyczaj były na­grywane wśród zwykłych przechodniów – nie­świadomych, że właśnie pełnią role statystów. Ówczesny Paryż kontrastował z dzisiejszym zwłaszcza jednym czynnikiem – liczbą wszędo­bylskich turystów. Lata 60. to czas, gdy turystyka masowa jeszcze nie funkcjonowała na taką skalę jak obecnie. Wielu osobom zdarza się marzyć, by zwiedzić dowolne miasto, przechadzając się jedy­nie wśród tubylców czy też nie stojąc w kilkugo­dzinnej kolejce do najbardziej charakterystyczne­go obiektu. Pod względem architektury wiele się jednak nie zmieniło. Odwiedzając Paryż nie ma przeszkód, by nadal zobaczyć te same miejsca, tak dobrze znane kinomanom z kadrów 400 batów Truffaut czy Do utraty tchu Godarda. Niestety filmowa sława często negatywnie wpływa na losy lokalizacji, które przyciągając tłu­my turystów, zmieniają się w świątynię kapitali­zmu w komercyjnym anturażu. Tak stało się np. z tytułowym sklepem ze Sklepu przy głównej ulicy – czechosłowackiego filmu, pierwszego zdobywcy Osca­ra z kraju ze wschodniej strony Żela­znej Kurtyny. Dzisiaj malutki lokal w słowackim Sabinovie w niczym nie przypomina swojego pierwowzo­ru. Obwieszony jest tablicami infor­mującymi o hollywoodzkiej karierze filmu, kadrami i zdjęciami z dni pro­dukcji, a w przyziemiach sąsiednich kamienic towarzyszą mu pawilony z mniej lub bardziej kiczowatymi pamiątkami. W takich momentach podróżnikowi głodnemu przeżyć zdecydowanie bliższych do oryginału nie pozostaje nic innego, jak stale poszukiwać – miejsc nieodkrytych, nie­opisanych w przewodnikach, wreszcie niespla­mionych XXI wiekiem. W końcu maszyną cza­su nadal nie dysponujemy. Poszukiwanie śladów Chęć podróży w czasie dotyczy nie tylko od­biorców starych dzieł kultury, ale i twórców tych nowych. Skąd pisarz osadzający swoją powieść w XV-wiecznym Londynie ma wiedzieć, jak wy­glądało to miasto, patrząc na dzielnicę City peł­ną jedynie szkła i stali? Są jednak miejsca, które choć w pewnym stopniu pomogą poczuć ducha poprzednich stuleci, a czasami nawet tysiącle­ci. Przykładowo, samo centrum Rzymu usia­ne jest przestrzeniami, dla niektórych będących tylko „stertą kamieni”. Dla Henryka Sienkiewi­cza były jednak bezcenną inspiracją w przygoto­waniach do napisania Quo Vadis – powieści, któ­ra notabene przyniosła mu literackiego Nobla. Wyobraźmy sobie polskiego autora spacerujące­go wśród ruin Forum Romanum. Odwiedzający Rzym dzisiaj, by doznać tego co on, muszą zbo­czyć i wejść na jedno z siedmiu wzgórz. Najlepiej na Palatyn, gdzie przeniesienie się w czasie będzie chyba najłatwiejsze dzięki spacerowi wśród pozo­stałości pałacu cesarskiego Oktawiana Augusta. Ślady przeszłości są do odkrycia wszędzie, nie­które na wyciągnięcie ręki, jak zakreślone na chod­nikach ślady muru berlińskiego czy muru getta w Warszawie, inne wymagają zrozumienia i chwi­li zastanowienia. Dlatego będąc w Bieszczadach, można choć przez moment przyjrzeć się rosnącym przy szlaku drzewom owocowym, zazwyczaj pomi­janym, będącym częścią zdziczałych sadów. Są to pozostałości dawnych, gęsto zaludnionych bojkow­skich wsi. Te drzewa, miejscowe omszałe cmentarze czy drewniane cerkwie stanowią portal do nieistnie­jącego już świata i pozwalają, o ile ktoś tego chce, na podróż w czasie – bez sprzętu rodem z XXII w. Zostaje tylko iluzja Według Słownika Języka Polskiego nostalgia to tęsknota za czymś, co minęło – właśnie z tego naj­częściej bierze się potrzeba podróży w czasie. Czy­tamy, oglądamy, słuchamy o miejscach i o tym, jak wyglądały dekady czy stulecia temu. Docie­rając na miejsce, podróżnik orientuje się jednak, że rzeczywistość w żaden sposób nie pokrywa się z jego marzeniami i wyobrażeniami. Na tym pole­ga przemijanie. Stąd doświadczenie przeszłości ni­gdy nie będzie w pełni możliwe bez technicznej możliwości podróży w czasie. Aktualnie pozostaje podróżować i poszukiwać jej śladów, a zamykając oczy i odcinając się od świata, choć na chwilę prze­nieść się na osi czasu w tył. W dziewięciu poprzednich wydaniach opisałem podstawowe zasady Jeździectwa Naturalnego, stosunek do bezpieczeństwa, podstawowe ćwiczenia, komunikację i język koni, zawody trenerów Naturalu, sprzęt treningowy, powstawanie i leczenie narowów wyróżniające Natural w stosunku do innych metod szkoleniowych. W tym wydaniu spojrzymy na jeden z bardziej kontrowersyjnych tematów jakim jest używanie w jeździectwie bata i palcata. Natural a bat i palcat Jedną z częściej przytaczanych w nauce jeźdźców metod naturalnych jest złota myśl, iż „ludzie tak bardzo koncentrują się na tym, jak zapanować siłą i różnymi patentami nad 500 kilogramami potężnych mięśni a tak niewiele robią, aby zapanować nad 500 gramami końskiego mózgu”. Ray Hunt zawsze przypominał studentom, aby spojrzeli na oferowane w sklepach jeździeckich wyposażenie oczami konia i starali się pomyśleć, co ich ulubione zwierzę może sądzić o całej gamie wynalazków jakie dla niego przygotowano. Bat i palcat to jedne z najczęściej dyskutowanych i „iskrzących” tematów w polemikach o metodach treningowych.. Nadal jednak to jeden z najlepiej sprzedających się artykułów został wynaleziony prawdopodobnie wraz z pierwszymi metodami udomowiania i hodowli zwierząt przez człowieka, stając się przez tysiące lat nieodłączną pomocą człowiekowi w obcowaniu z końmi. Tradycja jego używania jest tak silnie zakorzeniona, że w quizie jaki proponuję każdemu przeprowadzić, zadając pytanie osobom niejeżdżącym konno co im się kojarzy ze słowem koń, ponad 80% odpowie na szybko „bat”. Metody naturalne skupiając się na pracy z końskim umysłem eliminują w pierwszym rzędzie pomoce służące najczęściej do zadawania bólu i przemocy. Światowym adwokatem walki o ograniczenie używania bata jest toczący od lat swoją bezpardonową batalię Monty Roberts. Towarzysząc mu w pokazach na targach nieraz widziałem, jak potrafił co chwilę zatrzymywać się przy kimś niosącym świeżo zakupiony bat. Zwykł wtedy żartować, iż „lepiej aby kupiła pani dłuższy, na pewno przyda się bardziej na męża w domu”. Przyprawiał tym samym sprzedawców o ból głowy i powodował, że łażenie po targach z nowym batem pod pachą przestawało być „trendy”.Jak sam opisuje w książce „Ode mnie dla Was” w rozdziale „Przyjrzyjmy się tradycji”, trzy najpoważniejsze i najpowszechniejsze błędy metod tradycyjnych, które chciałby wyeliminować ze szkolenia koni to używanie bata, lonżowanie na pojedynczej linie oraz karmienie z ręki. Pisze „Od czasu, gdy wydałem swoją pierwszą książkę, brałem udział w wielu międzynarodowych imprezach, które zgromadziły ogromną ilość koniarzy i miłośników jeździectwa. Podczas zwiedzania targów widziałem dosłownie tysiące ludzi, z których każdy miał w ręku nowo nabyty palcat lub bat. Według oceny właścicieli sklepów jeździeckich z całego świata, palcat jest najlepiej sprzedającym się w nich towarem. To bardzo dziwne, że od ośmiu tysięcy lat mamy do czynienia z końmi, a mimo to nie nauczyliśmy się jeszcze, że bat jest prawdopodobnie najmniej skutecznym narzędziem w pracy z tymi zwierzętami. Gdyby celem naszej pracy było wzbudzenie w nich niechęci, pewnie musiałbym zmienić zdanie, ale zważywszy, że celem jest współpraca – uważam, że stosowanie bata jest zdecydowaną pomyłką. Pamiętajcie, że palcat zawsze pozostanie palcatem a bat batem, niezależnie od uprawianej dyscypliny i że koń to zawsze koń, niezależnie od rasy i warunków w jakich przebywa. Gdy jednak piszę o zastosowaniu bata czy palcata, zawsze mam na myśli używanie go po to, by sprawić koniowi ból. Zdaję sobie sprawę, że w niektórych dyscyplinach palcat służy wyłącznie jako narzędzie porozumienia. Jedną z nich jest ujeżdżenie, gdzie palcatem często tylko dotyka się konia, by przekazać mu pewien komunikat. Niektóre konkurencje takie jak powożenie są tak pomyślane, że bat umożliwia skuteczną komunikację. Moje zastrzeżenia dotyczą wyłącznie przypadków, gdy palcat lub bat służy zadawaniu bólu. Equus, zwierzę uciekające, chodzi po ziemi od ponad pięćdziesięciu milionów lat. Jeśli zaakceptujemy teorię dr Louisa Lakey na temat wieku Lucy, prehistorycznej kobiety odnalezionej przez niego w Olduvai Gorge, można powiedzieć, ze rodzaj ludzki ma około trzy i pół miliona lat. Wniosek z tego, że konie świetnie dawały sobie radę bez człowieka przez czterdzieści siedem milionów lat. A my bez zastanowienia określamy niektóre konie jako „trudne”, z pewną dezynwolturą jak na przedstawicieli tak młodego gatunku. Nauka klasyfikuje konie jako zwierzęta uciekające, które jak wiadomo mają w życiu tylko dwa cele – przetrwanie i rozmnażanie się. W czasie wyścigów konie raczej z rzadka kierują myśli ku reprodukcji, co pozostawia nam tylko jeden aspekt końskiej egzystencji – wolę przetrwania. Zastanówmy się przez chwilę nad tym, że jesteśmy istotami ludzkimi, które mają do czynienia z końmi w warunkach, które są dla tych zwierząt skrajnie trudne i przerażające. Wiedząc, że konie nade wszystko pragną przetrwać, często dochodzimy do wniosku, że bolesne smagnięcia batem zmuszą je to do szybszego biegu. Twierdzę, że taka decyzja jest już wystarczająco zła z humanitarnego punktu widzenia; co gorsza, jest także nieefektywna. Konie to stworzenia napierające na źródło bólu. Ich naturalny instynkt każe im odpowiadać naciskiem na nacisk, tak jak dzieciom, które ogryzają skórki od chleba gdy dokuczają im wyrzynające się zęby. Uderzenia palcatem mogą kilka razy skutecznie przestraszyć konia podczas wyścigu, ale wkrótce zacznie on nienawidzić bata i stawiać mu opór, co spowoduje zwolnienie tempa biegu. Często słyszy się na torach wyścigowych, że „potrzebujemy palcatów dla bezpieczeństwa.” W rzeczywistości jest to stwierdzenie jak najdalsze od prawdy, ponieważ przy użyciu palcata spowodowano więcej wypadków, niż ich uniknięto.” Prawdziwa krucjata Robertsa o prawne ograniczenie używania palcatów na torach wyścigowych przyniosła niezwykłe wyniki w postaci zakazu ich używania lub ograniczające używanie tylko do tych wykonanych z miękkiej pianki w wielu krajach na też nie przyznać mu racji, że na takich torach wygrywać będą lepsze konie i lepsi dżokeje, a niekoniecznie mocniej bite w dotychczasowej formie i celu używania został praktycznie we wszystkich szkołach naturalnych wyeliminowany. Konie mają naturalną tendencję unikania i obawy przed wszelkiego rodzaju długimi przedmiotami. Podstawowym powodem nie jest jednak sama konstrukcja bata, ale chęć, skłonność i łatwość jego używania przez człowieka jako narzędzia bólu i przemocy. Rujnują one czasem w sekundę to, co jest istotą metod naturalnych – budowanie w koniu zaufania, szacunku, partnerstwa, szkolenia jego umysłu poprzez dawanie mu prawa wyboru i decyzji, zachowania i podbudowania jego indywidualnej osobowości, tworzenia warunków szkolenia opartych o naturalną koniom ciekawość, chęć zabawy i przywództwo związane z potrzebą poczucia przez konia bezpieczeństwa. Jego używanie, a raczej powszechne nadużywanie, ogranicza także wiele rzeczy, które powinien posiąść dobry jeździec w ramach pracy nad samym sobą. Szkoła Robertsa w ogóle nie korzysta z batów, ale akceptuje ich używanie jako elementu komunikacji w powożeniu i w postaci palcatów w ujeżdżeniu. Używany w niektórych szkołach naturalnych bacik to metrowej długości kij z włókna szklanego zakończony metrowym sznurkiem, najczęściej tak lekkim, jak w szkole Silversand, iż uniemożliwiającym uderzenie. W szkole Pata Parelli’ego nazywany jest marchewkowym bacikiem nie dlatego, że jest czerwony, ale dlatego, że zadaniem szkolonej osoby jest stosowanie go w sposób kojarzący się koniowi bardziej z marchewką niż z batem. Dlatego podstawowy zakres ćwiczeń to używanie tego bacika do głaskania i drapania konia w ulubionych miejscach, pozwalający nawet wcześniej bitym koniom na proces odczulenia tzn. nie kojarzenia tego narzędzia z bólem czy strachem. Prezentowane często przed publicznością przez trenerów Naturalu – jak Andersona, Camerona czy innych – strzelanie z bata podczas stania na koniu, jest nie tyle popisem kaskaderskim, ale dowodem na to, że w trakcie szkolenia nie użyto przemocy i koń na wywijanie liną lub batem nad jego głową nie reaguje obawą czy strachem. Przemoc i ból nie są przecież wprost związane z samym batem, ale jak podkreśla Monty, z rękami człowieka, który go w swojej prostocie i wiele wyjaśniającym jest stwierdzenie w najnowszej książce „Jeździectwo naturalne bez tajemnic” przez Roberta Millera (który jesienią tego roku gościć będzie w Polsce), iż konie w gruncie rzeczy nie tyle boją się drapieżników, co drapieżnych zachowań. Monty Roberts na swoich pokazach pyta często publiczność skąd ich udomowione konie wiedzą, jak wygląda i czy należy się obawiać niedźwiedzia, lwa czy tygrysa. Daje swoim fanom do przemyślenia, iż musi być jakaś inna odpowiedź niż ta, że jako źrebakom „opowiadała im o tym ich babcia” albo też, że „same czytały książki Monty’ego”. Warto zatem, aby na własnych treningach korzystać z pomocy kamery i bez względu na to czy podzielamy teorie Naturalu czy też wolimy stosować inne metody, przyjrzeć się nie tyle technikom, ale własnym zachowaniom, szczególnie w momentach negatywnych reakcji szkolonych koni. . Andrzej Makacewicz

ile batów można przeżyć